Chyba jednak nie odpuszczę sobie tak łatwo tematu Role Playng, bo czuję, że mogę mieć tu jednak coś do powiedzenia. I nie, nie jestem starym zapierdziałym dziadkiem, który tylko na wszystko psioczy, to nie będzie poradnik o tym jakich przymiotników ma używać przywódca, który prowadząc grupę, jednocześnie roztacza przed nimi, na około 5 stron maszynopisu krajobraz jednego, odwiedzanego akurat encoutera . Nie będzie zakazanych emot, kodeksów i podań. Tylko kilka prostych zasad, które biorą na zimną logikę całą tę sprawę RPG. Obserwując grę i to co się w niej dzieje, od chwili gdy wypłynęła nam, na zachodnie landy zastanawiałem się jak pogodzić dwa kompletnie odmienne typy postrzegania świata przez dwie odmienne postawy. Czy jest to gra, taka jak każda inna, zręcznościówka z latającymi wkoło niebieskimi piżamami czy jednak świat RPG, w którym trzeba się wcielać w jakąś postać. Logika osobiście wskazywała mi, że jednak to pierwsze. Nie da się otoczyć siebie nierealnym światem historii spod znaku płaszcza i szpady, gdy wkoło ciebie latają tępaki, strzelając do czego popadnie owned-ują, lolują i ogólnie nie wycierają nosów
. To tylko taka MMO, jak sobie stanę na tym albo innym gridzie to expię. Czysta mechanika, sprite'y i skrypty, czyli zwykła giera, można w niej robić wszystko. Prawdopodobnie nawet przerobić program tak bym mógł sobie uruchomić filmik na You Tube, albo gg i napisać do kumpla, żeby pożyczył San Andreas bo do obiadu i lekcji się nudzę.
Część pierwsza delikatnych sugerowań - Świat gry z pixeli a jednak realnyWięc skoro tak jest że to gra (no bo jest, nie ma bata, sprite nie ożywisz) należy do tzw. RPG, jeśli już w ogóle, podejść inaczej - po ludzku, na chłopski rozum. I tu zaczynają się pierwsze kalkulacje - jest to gra, tak jak San Andreas tylko z gównianą grafiką i bez raperów, ale ma jakieś ramy. Nie biegasz z mieczem i kolegą, który jest Nocnym Półlfem czy czymś tam innym i który fajnie strzela z łuku. Tu łuków i mieczy nie ma. Są karabiny. lasery, pistolety i ogólnie cały ten postapokaliptyczny falloutowy desing. Czyli ograniczenie gry jako takiej numer jeden. Jakkolwiek jakiś 14 letni chłopak przed obiadem tupałby nóżką i rzucał klawiaturą, miecza, łuku, gemów, czarów, pancerzy magicznie dodających +10 do Strengh tutaj nie dostanie (choć imho abstrahując, w świecie postapo łuki powinny być na porządku dziennym :] ) Więc musi się już na coś, chcąc nie chcąc zgodzić. Gra używając broni palnej w takim a nie innym świecie. Staje na gridzie z expieniem ale miecz czy scroll tam nikomu z ekwipunku nie wypadnie.
Idziemy dalej. Ograniczenie nr 2 - wszystkie rzeczy i obiekty i ogólnie elementy świata mają swoje konkretne, narzucone nazwy i wygląd. Nie możemy ich sobie nazywać do woli, bo ktoś już je nazwał. Np. zapytany przez kolegę- gdzie teraz idziesz ? Musisz odpowiedzieć Idę do Modoc. Bo tak nazywa się lokacja w grze - Modoc (nazwa wzięła się od obozu Indian stacjonujących w Californii, prawdziwe Klamath jest zresztą zaraz obok, ale to tylko taka ciekawostka, u nas to po porostu kupa brzydkawych pixeli. Ale tak czy owak ta kupa nazywa się Modoc, idzie się do Modoc, nie do żadnego Pacanowa czy Pcimia (sorry ludzie z Pcimia ewentualnie), jeśli nazwiesz sobie Modoc Pcimiem, i tak określisz znajomym miejsce do którego zmierzasz, żaden kolega w grze nie będzie wiedział gdzie jesteś. Bo w grze miasta Pcim nie ma. Jest miasto Modoc, Den, Klamath, New Reno (np. film "Ślepa Furia" z Rutgerem Hauerem dział się w New Reno, ta tablica nad wjazdem do miasta faktycznie tam jest, można obejrzć, fajny film). Tylko takie nazwy miast znamy.
I podobnie z innymi elementami gry. Gdy powiesz, by kolega schował się za tym brązowym, i pamiętał użyć tego czerwonego na tym bordowym, też mogą być kłopoty ze zrozumieniem. Nie ma rady trzeba powiedzieć -schowaj się za tą skałą, weź shotgun, tylko nie zapomnij naładować. I jakby nie patrzeć, przymrużyć oko, i na coś tam umownie zgodzić, to ta brązowa rzecz to faktycznie w grze jest skała, wygląda podobnie. Shotgun to jakby nie patrzeć też jakby Shotgun. Na chłopski rozum, jeśli już to coś ma być, to nie pralka, nie lampa, ale raczej Shotgun. A skała to właściwie w sumie w tej grze faktycznie skała. Strzelasz np. z shotguna i chowasz się za skałami aby np. nie oberwać, albo pozostać niezauważonym. I nagle gracz, aby faktycznie grać w tę grę musi się tymi przedmiotami posługiwać. Bo inaczej wcale w tę grę nie gra, stoi tylko w miejscu na hexie. Nie biega, nie strzela to czegoś lub kogoś, nie rozmawia, nie tworzy jakichś nowych przedmiotów przy pomocy innych, nie wchodzi w interakcję. Świat gry wokół zaczyna się nagle urealniać na bardzo podstawowym poziomie. W prawdziwym świecie np. by włączyć telewizor używamy pilota, w grze Realnie, np. by skontaktować się z kimś używamy radia, a brahminie kupy przerzucamy łopatą. Używamy rzeczy, które w danej chwili są dla nas realne, bo dzięki nimi coś robimy - ogółem mówiąc, gramy.
Ograniczenie numer 3 - wspólna mechanika gry. Czyli mówiąc krótko i tu jedziemy na tym samym wózku. Wszyscy wiemy co nacisnąć, gdzie kliknąć i ogólnie co jak działa. Od mapy świata, poprzez różne skille, NPC-e i elementy otoczenia i itemy, aż do walki, a nawet wiemy o rzeczach, o których nie powinniśmy wiedzieć czyli jakich exploitów możemy użyć my, lub inni wkoło. Jesteśmy tutaj sobie równi. I w tym wypadku gadamy też do siebie wspólnym językiem, a najfajniejsze z tego jest jeszcze to, że nie musimy go wcale używać, bo... wszyscy znamy mechanikę tej gry.
Wiem, że wyliczanie kolejnych ograniczeń gry wygląda tutaj niepotrzebnie, ale potem wyklaruję dokładniej po co piszę o jakichś ograniczeniach w grze, w której pozornie wolno wszystko i każdemu.
Następna część jutro, bo jest w diabła późno
. Tak czy owak można się chyba domyśleć, co się z tego wykluwa